Autorski przegląd prasy
Wczorajszy mord w biurze PiS był wydarzeniem niezwykle istotnym. Nie tylko dlatego, że zdarzyła się po ludzku wielka tragedia, ale również dlatego, że wydarzenie to niesie wielki ładunek emocjonalny, który jest niebezpiecznym politycznym paliwem - pisze Michał Szułdrzyński na blogu.rp.pl.
Dlatego ważne nie jest to, co się wydarzyło, ale to, jak wyjaśnić narodowi, jakie to miało znaczenie. Nie liczą się bowiem fakty, ale narracje. Trzeba więc zbudować taką narrację, by nikt nie wyciągnął z tej tragedii niewłaściwych wniosków. Innymi słowy trzeba udowodnić następującą dość karkołomną tezę: choć zabito działacza PiS-u, to nie PiS jest ofiarą. PiS jest agresorem, a winnym zbrodni jest właściwie Jarosław Kaczyński, choć to jego naprawdę chciał zabić morderca.
Ochoczo do udowadniania tej tezy wzięła się więc „Gazeta Wyborcza”. Na pięciu stronach (cztery razy więcej wywiadów i komentarzy niż tekstów informacyjnych, bo najważniejsze jest to, jak czytelnik sprawę zrozumie, a nie to, czy będzie znał fakty).
Na początek kilka zdań z osnowy tekstu informacyjnego na pierwszej stronie „Gazety”, na które nanizane były fakty. „Już kilkanaście minut po pierwszych informacjach o zbrodni PiS zwołał dziennikarzy na konferencję Jarosława Kaczyńskiego.” „Premier nie wszedł w zwarcie z Kaczyńskim”. „Depeszę kondolencyjną wystosował prezydent Bronisław Komorowski. ‘Łącząc się w bólu z rodzinami ofiar tragedii, apeluję o powściągliwość w ocenach. Potrzebna jest mądrość i odpowiedzialność za dobro wspólne, a nie eskalowanie napięcia’.” „Zabójstwo w Łodzi stanie się tematem w kampanii samorządowej. – Już widać próby wpisania tej tragedii w ten sam ciąg zdarzeń co katastrofę smoleńską. To próba odnowienia martyrologicznego mitu PiS – mówi ‘Gazecie’ Aleksander Smolar.”
Tuż obok tekstu komentarz na pierwszej stronie. Marek Beylin od razu wykłada zasady narracji tego mordu: „Jarosław Kaczyński i część komentatorów już przesądzili, że odpowiedzialność za tę zbrodnię ponoszą PO i inni przeciwnicy PiS. To stwierdzenie fałszywe. Nikt w Polsce nie wzywał do zabijania polityków PiS. […] PiS już wniósł wątek morderstwa do współczesnej polityki. […] To podgrzewanie nastrojów nie tylko przeciw Platformie, lecz także przeciw demokratycznej polityce opartej na krytyce i debacie.
Na drugiej stronie do boju zaprzęgnięto znanych profesorów. Michał Głowiński, dyżurny ekspert od porównywania PiS do nazistów mówi na drugiej stronie wprost: „Stało się coś strasznego. Straszny był atak tego człowieka, ale także straszne jest to, co mówi Jarosław Kaczyński. […] Mnie bardziej przeraża to, co po tej zbrodni powiedział Jarosław Kaczyński. On nieustannie wjeżdża na pierwszy plan polityczny na trumnach. Kiedy mówi o kampanii nienawiści, mówi o sobie. […] To, co się teraz dzieje w Polsce przypomina mi rok 1933 w Niemczech, tam też się zaczęło od języka nienawiści.” By czytelnik nie musiał wątpić w polityczną bezstronność Głowińskiego, GW pyta go czy Tusk posługuje się językiem nienawiści. Profesor zaprzecza. „GW: A słowa prezesa PiS – że to rząd rozpętał tę kampanię, że teraz każde słowo może być wezwaniem do mordu – czy to jest język nienawiści? – Poniekąd tak.” No i wszystko już pozostaje jasne.
Nieco więcej wątpliwości ma wybitny polski intelektualista prof. Jerzy Szacki. Pytany, czy to jest mord polityczny od razu odpowiada: „Zdarza się, że jakaś zbrodnia wygląda na morderstwo polityczne, a powody są zupełnie inne.” Ale potem mówi, coś z czego jakoś wniosków wyciągnąć już dalej nie chce. „Mordy polityczne się zdarzają, również w Polsce, czego przykładem może być Eligiusz Niewiadomski, który zabił prezydenta Narutowicza”. No właśnie, jakoś nikt z GW nie twierdzi, że temu morderstwu był winien Narutowicz albo jego otoczenie, lecz strona przeciwna.
Kropkę nad i stawia Waldemar Kuczyński: „To, co się stało w Łodzi ma bez wątpienia związek z polityczną atmosferą, jaka istnieje u nas od kilku lat. Tyle że ta atmosfera – dzisiaj nakręcająca się już z obu stron – jest dziełem braci Kaczyńskich […] Donald Tusk ma tu coś do rzeczy, tylko nie jako sprawca, lecz ofiara. […] Być może tego zabójcę z Łodzi, chorego psychicznie czy o słabych nerwach, pobudziła do szaleńczego kroku nie nienawistna retoryka wobec PiS, lecz nienawiść PiS-owska, którą ocieka ta partia i jej zwolennicy.” Takie słowa mogą płynąć tylko spod pióra człowieka chorego. Chorego z nienawiści do PiS. Ale – by posłużyć się jego logiką – nie jest swej chorobie winien. Zapewne zatruł się nienawiścią od Jarosława Kaczyńskiego.
O co w tym wszystkim chodzi? Sprawa jest prosta. Sytuacja jest kryzysowa, więc atakujemy ze wszystkich dział na raz. Nic, to że niektóre argumenty się wzajemnie wykluczają. Miało być zupełnie inaczej. To rozhisteryzowany zwolennik PiS miał zaatakować polityka PO. Wówczas zaczęłaby się prawdziwa jatka. Odpowiedzialność byłaby jasna. No ale rzeczywistość spłatała nam psikusa, to działacz PiS został zabity, więc nie marudzić, tylko odkręcać kota ogonem.
Po pierwsze więc, trzeba zasiać w czytelniku wątpliwość, czy w ogóle polityka była tłem tego zabójstwa. Może to tylko zwykły szaleniec był?
Jeśli jednak czytelnik nie da się przekonać, że to była ot taka sobie zbrodnia, trzeba najpierw wytłumaczyć mu, że na pewno za tę zbrodnię nie odpowiadają przeciwnicy PiS. Jeszcze w poniedziałek Adam Michnik porównywał PiS do KPP (on sam dobrze wie, jak demokratycznie traktowano tę partię w II RP). Nie, zbrodni jest winien PiS. Jak to udowodnić? Wystarczy przywołać słowa Kaczyńskiego z konferencji prasowej po zabójstwie. PiS ma nieczyste sumienie bo „włączył wątek morderstwa do polityki”. Na czym polega to upolitycznienie mordu? Na tym, że w ogóle PiS śmie o tym mówić. Gdyby to oni byli ofiarą, nie powiedzieliby nic. Powinni czekać, aż szaleństwem Palikota, Niesiołowskiego i Kutza zarazi się kolejny dzielny obrońca demokracji i zabije kolejnego działacza PiS.
Powiedzmy sobie szczerze, w wojnie polsko-polskiej PiS nie jest bez winy. Ale dziś cokolwiek PiS by powiedział czy zrobił, i tak będzie oskarżony o upolitycznianie tej śmierci. Wyjdzie i tak na to, że to oni są odpowiedzialni za tę zbrodnię.
[...]
Pełny tekst:
blog.rp.pl