W krótkim odstępie czasu krakowski "Znak" wydał dwie książki, natomiast odmówił wydania trzeciej, uprzednio zamówionej. Ta odmowa zasługuje na osobną uwagę. "Znak" opublikował "Światłość świata", czyli zapis rozmowy Benedykta XVI z Peterem Seewaldem, oraz "Złote żniwa" Jana T. Grossa. W obu przypadkach widać mechanizmy i prawidłowości, obok których nie powinno się obojętnie przechodzić.
Ukazanie się książki, której autorem jest Papież, stanowi wydarzenie ogromnej wagi. O jej publikację w językach narodowych zabiega mnóstwo wydawnictw, które mają na względzie zarówno swój prestiż, jak i spodziewane dochody. Rozsądek i sprawiedliwość nakazują, by odpowiednią koncesję otrzymało wydawnictwo kościelne, również dlatego, że kondycja finansowa większości z nich w Polsce jest kiepska. Libreria Editrice Vaticana, ustalając warunki i podpisując umowę, otrzymuje od zainteresowanych podmiotów zagranicznych stosowną rekomendację, bo nie jest obojętne, kto drukuje i rozpowszechnia myśli Papieża oraz czerpie z tego wymierne zyski. Nie jest zatem obojętne, kto i dlaczego skutecznie poparł w Watykanie wydawnictwo "Znak", wprawdzie jakoś związane z Kościołem, ale od pewnego czasu coraz luźniej, a już na pewno niekościelne.
Tego rodzaju starania powinny się odbywać przy otwartej kurtynie, czyli przejrzyście, powinny stwarzać szansę wszystkim, dając preferencje wydawcom, którzy na co dzień szerzą nauczanie Kościoła. Chętnych do opłacenia koncesji i przekładu książki Benedykta XVI na język polski na pewno nie brakowało, a więc nie jest bez znaczenia, kto i dlaczego rozstrzygnął o wyborze "Znaku". Egzemplarz wyceniono na 30 złotych (bez 10 groszy). Biorąc pod uwagę wielotysięczny nakład i to, że książka została wydana w miękkiej okładce, jej cena jest bardzo wysoka, co utrudnia nabycie publikacji, powiększa za to dochody bogatego wydawnictwa.
"Światłość świata"
Na okładce papieskiej książki dużą, wyróżnioną czcionką napisano: "Benedykt XVI odważnie o grzechach Kościoła. Wywiad, który wstrząsnął opinią społeczną na całym świecie". W taki sposób polski wydawca podaje konkretny klucz do odczytania całego wywiadu Benedykta XVI, który go wypacza i spłaszcza. Rozmowa składa się z trzech dość obszernych części, po sześć rozdziałów w każdej. Papież nie stroni od poruszania żadnego tematu, o jaki został zapytany. Wątek występków o charakterze pedofilskim - dodajmy - głównie o podłożu homoseksualnym, jest ważny, ale nie jedyny ani najważniejszy. Nieco niżej wydawca ponownie uwypukla ów wątek: "molestowanie dzieci przez duchownych". A przecież w tym wstydliwym i bolesnym temacie chodzi nie tylko o duchownych, lecz także o świeckich, którzy dopuszczali się takich nadużyć. Nie relatywizuje to win duchowieństwa, za to pełniej odsłania mroczne aspekty ludzkich zachowań i postaw. Papież mówi o nich z największym bólem, traktując godne napiętnowania występki nie jako "grzechy Kościoła", lecz jako winy ludzi, którzy w Kościele nadużyli zaufania wierzących i sprzeniewierzyli się wzniosłemu posłannictwu. W tych drażliwych sprawach ważne jest to, co się mówi oraz jak się mówi. Wydawca polski nie zauważył słów Benedykta XVI: "Nie można było przeoczyć, że nie tylko czyste pragnienie prawdy napędzało rewelacje prasy, ale także była w tym radość ze skompromitowania i zdyskredytowania Kościoła" (s. 39). Papież dodaje: "Prawda połączona z właściwie rozumianą miłością jest wartością numer jeden. W końcu media nie mogłyby w ten sposób informować, gdyby w samym Kościele nie było zła. Tylko dlatego, że w Kościele było zło, mogło ono przez innych zostać przeciw Kościołowi wykorzystane". Taki jest prawdziwy i godny polecenia, bo papieski, klucz do refleksji na ten obolały temat. Uczciwe kościelne wydawnictwo, kierując się zasadą, że prawda powinna być przekazywana z miłością, na pewno by tego spojrzenia nie przeoczyło ani nie zlekceważyło. Wyolbrzymiając i nagłaśniając wątek "grzechów Kościoła", "Znak" w gruncie rzeczy dołącza do tych mediów, których ostrze w ostatecznym rozrachunku obraca się przeciw Kościołowi.
W polskim wydaniu książki umieszczono, dla kamuflażu obok dwóch innych dodatków, przedruk fragmentów "Listu pasterskiego do katolików w Irlandii z 19 marca 2010 roku". Wybrano fragmenty najbardziej dosadne, co nie daje pojęcia o tonie całego dokumentu. Rozmowa Ojca Świętego z Peterem Seewaldem odbyła się znacznie wcześniej i ów list nie stanowi jej kontynuacji. Przytoczony na końcu jako swoista pointa sprawia, że czytelnikowi dosadnie się sugeruje, by pod tym kątem przyswoił sobie całość rozmowy. To chytry wybieg, skutkujący psychologicznie i duchowo, o wyraźnej orientacji antyklerykalnej, raczej typowej dla środowiska "Znaku". O ile co się tyczy "naprawiania" Kościoła, nie czuje ono większych zahamowań, o tyle naprawianie własnych błędów i zaniedbań odbywa się tam z wielkimi oporami albo wcale.
Absurdalne są okoliczności i miejsce, w których odbyła się wiodąca prezentacja tej książki, a mianowicie... siedziba "Gazety Wyborczej". Wprawdzie Peter Seewald udzielił kilku wywiadów na innych łamach, ale "Znak" nie uczynił wiele, by papieską książkę promować tam, gdzie promowana być powinna, na skutek czego przeszła niemal bez echa. Nie można wykluczyć, że właśnie o to chodziło pomysłodawcom i wykonawcom odgórnie profilowanej akcji promocyjnej. Co na to kościelne instytucje i decyzyjne gremia, wydziały teologiczne i seminaria duchowne, teologowie, publicyści i dziennikarze katoliccy? Nastawienie "Gazety Wyborczej" wobec Kościoła katolickiego jest zbyt wyraziste, by podtrzymywać jakiekolwiek złudzenia. Na jej łamach trwa systematyczne "przeczyszczanie" Kościoła, jątrzące i dzielące biskupów, duchownych i wiernych. Ulubioną specjalnością gazety jest reformowanie wiernych od pasa w dół, poprzez narzucanie reguł etycznych i moralnych, które z wiarą chrześcijańską nie mają nic wspólnego, lecz ją podmywają i jej przeczą. Nie bez znaczenia jest i to, że w gazecie nie brakowało tekstów niesprawiedliwie krytykanckich wobec Benedykta XVI, postponujących jego wypowiedzi i narzucających Papieżowi to, co ma głosić i czego nauczać. W kontekście najnowszej publikacji Katarzyna Wiśniewska nie omieszkała nadmienić, że Papieżowi nie udało się uniknąć języka oblężonej twierdzy (to jej ulubiony zwrot) ani nie zdaje się on słyszeć pytań, jakie stawiają katolicy. "Gazeta Wyborcza" uzurpuje więc sobie tę przewagę nad Papieżem, że zna zarówno komplet pytań, jak i komplet odpowiedzi, na które czekają katolicy w Polsce.
[...]
Pełny tekst:
„Nasz Dziennik”