Z Krakowa wyruszyliśmy przed czwartą rano, by w słonecznej Lizbonie wylądować po godzinie piętnastej. Przed lotniskiem powitał nas sympatyczny powiew oceanicznego wiatru. Autokar ruszył – przed nami kolejne minuty drogi. Na szczęście był z nami ksiądz – dziękując więc Bogu za szczęśliwy lot, zmierzaliśmy nadal do Matki Bożej Fatimskiej z modlitwą na ustach i ogromną radością w sercach!
Gdy tylko dojechaliśmy, mimo sporego zmęczenia nikt nie zamierzał zostać w hotelu. Modlitewne napięcie rosło, chcieliśmy czym prędzej zobaczyć miejsce, w którym objawiła się Maryja. Zostawiliśmy więc bagaże w pokojach i natychmiast udaliśmy się na Mszę Świętą. Ksiądz Piotr w homilii zwrócił nam uwagę, że to nie przypadek, iż to właśnie my przyjechaliśmy do Fatimy. Fakt, to było losowanie, ale przecież dla katolika nie ma przypadków, są tylko znaki. Jeden z Apostołów, pan Marek wyznał, że według niego Matka Boża zaprosiła każdego z nas indywidualnie, sama, znając nasze troski i potrzeby.
Po Mszy w Kaplicy Anioła Pokoju (ach, cóż za piękne wezwanie!), udaliśmy się pod Kaplicę Objawień. Już z daleka naszym oczom ukazała się figura, której obraz każdy z nas zna niemal tak dobrze, jak własne odbicie w lustrze. Oto Matka Twoja – te ewangeliczne słowa brzmiały nam w uszach, gdy klękaliśmy, pozdrawiając ją z miłością i pokorą. A więc to tutaj, to w tym miejscu Hiacynta, Łucja i Franciszek spotkali Matkę Bożą. Tu stało drzewo, pod którym kryli się przed deszczem, oczekując kolejnych, obiecanych im spotkań. Boże, co za szczęście tu być!
Wieczorem udaliśmy się jeszcze na nabożeństwo różańcowe. Choć trwała październikowa noc, w Portugalii nie było jeszcze zimno. Wiedzieliśmy ze wcześniejszych numerów „Przymierza z Maryją”, że na fatimski Różaniec należy wziąć ze sobą świece, tak też więc uczyniliśmy. O wpół do dziesiątej wieczór rozpoczęło się nabożeństwo – światło biło wyłącznie od ołtarza, obok którego stoi figura Matki Najświętszej. Po chwili jednak kapłan przekazał płomień wiernym stojącym najbliżej prezbiterium, a ci przekazali je dalej. Po chwili cały plac oraz schody pod bazyliką promieniały płomieniem naszych świec. Modliliśmy się w różnych językach, również po polsku.
Gdy zmówiliśmy Różaniec, ruszyliśmy w procesji za krzyżem. Było nas kilka, może kilkanaście tysięcy. Plac w Fatimie jest ogromny, położony na charakterystycznym dla okolicy nierównym terenie. Będąc na wzniesieniu, wielu z nas oglądało się do tyłu, przecierając oczy ze zdumienia – za krzyżem szły tłumy wiernych ze świecami, a wśród nich niesiona przez czterech mężczyzn figura Matki Bożej. Plac niemal zalany był rozmodlonymi katolikami. – A więc Kościół jednak trwa, istnieje, wciąż jest silny. Nie tylko w Polsce. Nie jest tak, jak to nam się przedstawia w mediach – powiedziała jedna z Apostołek.
Mieliśmy szczęście być w Fatimie aż cztery dni. Przeszliśmy drogę krzyżową zbudowaną na trasie pokonywanej przed niemal stu laty przez trójkę pastuszków, których Matka Boża wybrała sobie na powierników. W pewnym momencie doszło do nietypowej sytuacji – kiedy modliliśmy się przy dwunastej stacji, obok nas przechodziła grupa turystów, najpewniej niezbyt pobożnych. Głośno rozmawiali i śmiali się. Mimo naszych gestów proszących o uspokojenie się, nie reagowali. Nasz opiekun duchowy, ksiądz Piotr, przerwał odczytywanie rozważań Męki Pańskiej by zwrócić im stanowczo uwagę. Krzyknął do nich coś po włosku, potem po francusku, licząc, że znają któryś z nich. Natychmiast uspokoili się i spokornieli. Poczuliśmy wówczas, co znaczy autorytet sutanny. Autorytet Kościoła.
Prócz Fatimy mieliśmy okazję nawiedzić również przepiękne świątynie i klasztory w miejscowościach Batalha, Nazaré i Alcobaça. Unaoczniały nam one wielkość cywilizacji chrześcijańskiej – potężne, przepięknie zdobione mury, cudowne witraże, majestatyczne ołtarze! Ach, dlaczego dziś nie buduje się tak jak kiedyś? Kiedy społeczeństwa były uboższe, nie było wysokich na sto metrów dźwigów ani programów komputerowych do projektowania architektury!
Gdy wracaliśmy, prócz modlitwy, towarzyszyły nam również świadectwa i rozmowy. Wielu Apostołów podkreślało, że gdy dowiedzieli się o wylosowaniu pielgrzymki do Fatimy, nie mogli uwierzyć. – Ja uwierzyłam, że to prawda dopiero po wejściu do samolotu – mówiła Pani Krystyna. Pani Anna podkreślała natomiast, że Matka Boża musiała jej i mężowi pomóc przed wyjazdem. – U nas nawet nie miał kto krów wydoić, kiedy wyjeżdżamy, a tym razem tak się wszystko pięknie ułożyło, tyle spraw nam się udało załatwić, że to musi być interwencja z Niebios.
Apostołowie Fatimy, wdzięczni Instytutowi Ks. Piotra Skargi, który po raz kolejny zorganizował pielgrzymkę, nie zapomnieli o intencjach tych wszystkich członków Apostolatu, którzy do Matki Bożej pojechać nie mogli. Obok Kaplicy Objawień zapłonęło więc kilkadziesiąt ogromnych świec stworzonych z przetopionych maleńkich świeczek czytelników „Przymierza z Maryją”. – Mam 83 lata, nie spodziewałam się, że kiedyś jeszcze spotka mnie takie szczęście i taki wyjazd. Przez te cztery dni doświadczyłam wielu pięknych momentów, ale podpalenie świec w intencjach pozostałych Apostołów, wzruszyło mnie najbardziej – wyznała Pani Maria.
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy