Rzeczpospolita czasów saskich nie cieszy się dobrą opinią u potomnych. Wielu jej obywateli grzeszyło pychą, butą i egoizmem. Na tym ponurym tle szczególnym blaskiem świeci postać o. Rafała Chylińskiego – szlachcica, żołnierza, a w końcu pobożnego zakonnika i gorliwego duszpasterza, opiekuna ubogich i chorych.
6 stycznia 1694 roku spełniło się pragnienie Jana Arnolfa i Marianny Małgorzaty Chylińskich – na świat przyszedł długo wyczekiwany syn. Urodzonego w należącym do rodziny dworze Wysoczka w Wielkopolsce małego szlachcica do chrztu trzymali ubodzy z pobliskiego przytułku. Oprócz Melchiora, bo takie imię dla syna wybrali Chylińscy, mieli oni jeszcze sześcioro dzieci (pięć córek i drugiego syna).
Młody szlachcic
Melchior był dzieckiem łagodnym, skromnym i ustępliwym. Od najmłodszych lat chętnie bawił się w kapłana, głosząc kazania dzieciom z folwarku. Dużo się modlił. Lubił w imieniu rodziców udzielać jałmużny biednym i potrzebującym. Ojciec, który oczekiwał od syna, jako kontynuatora rodu, raczej przebojowości, nie bez nutki zawodu nazywał go pieszczotliwie „mniszkiem”.
Jako nastolatek przeżył epidemię, która grasowała w Wielkopolsce w latach 1708–1710. Prawdopodobnie wówczas zmarł jego ojciec.
Zgodnie z ówczesną praktyką rodzin szlacheckich, podstawową wiedzę Melchiorowi oraz jego młodszemu bratu Michałowi przekazywał prywatny korepetytor. Gdy obaj podrośli, zostali uczniami kolegium jezuitów w Poznaniu. Przyszły zakonnik dobrze rokował jako uczeń, niestety, przewlekła choroba zmusiła go do opuszczenia szkoły. Po podleczeniu, za namową krewnych wstąpił do wojska. Pełnił funkcję chorążego chorągwi pancernej z obowiązkiem prowadzenia kancelarii oddziału.
Służba wojskowa w niespokojnych czasach (trwała wojna północna, a przez ziemie Rzeczypospolitej przelewały się obce wojska) nie sprzyjała niewątpliwie wzrostowi duchowemu. Melchior Chyliński jednak nie zszedł z dobrej drogi. Po kilku latach opuścił szeregi wojska i bogatszy o zebrane doświadczenia zapukał do furty klasztoru franciszkanów konwentualnych w Krakowie. 4 kwietnia 1715 roku przyjął habit i jako brat Rafał rozpoczął formację zakonną. Szczególnie rozmiłował się w modlitwie. Wychwalał Boga słowami, a czasem nucił nabożne pieśni, przygrywając na cytrze lub flecie. Umiejętność gry na tych instrumentach wyniósł z wojska.
Syn św. Franciszka
Rafał Chyliński odznaczał się nabożeństwem do Męki Pańskiej oraz Matki Bożej Bolesnej. Jeszcze w nowicjacie podejmował praktyki pokutne. Nosił włosienicę, biczował się, wszelkie powierzone sobie przez przełożonych prace starał się wykonać perfekcyjnie. Ściśle stosował się także do przepisów reguły. Zgodnie z tradycją franciszkańską wszystkie podróże odbywał pieszo.
Przykładem świecił także w zakresie zachowania ubóstwa. Jak podkreślali świadkowie, nosił na sobie „podły” habit, proste obuwie, a w jego celi znajdowały się tylko najpotrzebniejsze sprzęty, parę obrazów treści religijnej oraz kilka książek.
Wróćmy jednak do lat nowicjatu. W sierpniu 1715 roku ze względu na panującą w Małopolsce zarazę został wysłany przez przełożonych do klasztoru w Piotrkowie. Tam ukończył formację zakonną i 26 kwietnia 1716 roku złożył uroczyste śluby. Następnie odbył roczne studia teologiczne. Kilka pierwszych miesięcy spędził w Kaliszu, a potem przebywał w Obornikach. Wreszcie z rąk biskupa inflanckiego, Piotra Tarły, otrzymał święcenia kapłańskie.
Nowe obowiązki przyjął z właściwą sobie powagą. Starannie odprawiał Msze Święte, przez co celebracja czasem znacznie się przeciągała. Podczas podniesienia na jego twarzy pojawiały się łzy wzruszenia. Do sprawowania liturgii przygotowywał się staranie, a po jej zakończeniu długo dziękował Panu Bogu. Chętnie i wytrwale spowiadał. Gniewało go bardzo, gdy penitent do kratek konfesjonału przychodził nieprzygotowany. Zwykle jednak bywał łagodny, choć zasadniczy. Uchodził za „wybornego” spowiednika, stąd miał spore grono stałych penitentów. Z wielką gorliwością niósł pociechę duchową oraz Sakramenty Święte chorym. Za swój obowiązek uważał bowiem wspieranie bliźnich w ostatnich zmaganiach o zbawienie duszy. Pełnił także posługę egzorcysty.
Choć nie mógł się pochwalić nadzwyczajnym darem wymowy, z powodzeniem i pożytkiem dla wiernych głosił kazania. Szczególnie lubił mówić o Męce Pańskiej. Czynił to z tak wielkim zaangażowaniem, że wzruszeni słuchacze płakali.
Uczynki miłosierdzia…
Zdarzało się, że na polecenie przełożonych przebywał wśród świeckich. Potrafił wtedy bez owijania w bawełnę zaprotestować, gdy rozmowa schodziła na nieprzyzwoite tematy. Bywało, że mający upodobanie w tego typu żartach szlachcic prosił przełożonego, by nie przysyłał więcej o. Rafała, gdyż „mu wesołą kompanię wystraszy”.
To nieprzejednanie w piętnowaniu złych obyczajów wynikało z troski o zbawienie bliźnich. Ojciec Rafał nie bagatelizował jednak potrzeb ciała. Zapisał się w pamięci współczesnych także jako gorliwy opiekun ubogich. Nierzadko oddawał zmarzniętym nędzarzom własną ciepłą koszulę, kożuch czy inną część garderoby. Nigdy nie znał umiaru w niesieniu pomocy potrzebującym. Gdy pewnego razu powierzono mu klucz do spiżarni klasztornej, po paru dniach musiano pożyczać chleb dla zakonników, gdyż o. Rafał rozdał zapasy żebrakom. Na wyrzuty gwardiana odpowiedział: Tylu ich było i głodnych, a nas Pan Bóg zaopatrzy… A swoją drogą, ubodzy nie mogli się nadziwić, że pochodzący z rodziny szlacheckiej kapłan tak gorliwie troszczy się o nich – ludzi żyjących na marginesie społeczeństwa, uzależnionych od jałmużny.
Posługa chorym
W pierwszych latach życia zakonnego o. Rafał często był przenoszony z klasztoru do klasztoru. Pracował w Obornikach, Radziejowie, Pyzdrach, Bagrowie koło Poznania, Kaliszu, Warszawie, Poznaniu, Gnieźnie i Warce. Potem zamieszkał na stałe w Łagiewnikach (dziś to część Łodzi).
Na dłuższy czas tamtejszy klasztor opuścił tylko w 1736 roku. Pospieszył wówczas do Krakowa, by na prośbę miejscowego biskupa nieść pociechę duchową ofiarom zarazy. W szpitalnej kaplicy odprawiał Msze Święte, po czym krążył pomiędzy chorymi, których około tysiąca zalegało w pomieszczeniach szpitalnych. Nie zważał ani na groźbę zarażenia się, ani na okropny fetor dobywający się z ran i barłogów, powodujący ból głowy u kapelanów i personelu. Często pochylał się nisko nad chorymi, by spomiędzy kasłania i chrząknięć wyłowić słowa. Namawiał ich do odbycia spowiedzi i zdania się na wolę Bożą. Przerażeni tym ryzykownym postępowaniem współbrata zakonnicy czynili mu wymówki.
Przez całe dorosłe życie o. Chyliński cierpiał z powodu chorej nogi. Czasem celowo odstawiał lekarstwa, by naśladować Pana Jezusa w cierpieniu. Po powrocie z Krakowa dolegliwość ta dawała mu się szczególnie we znaki, utrudniając codzienną pracę. Do tego doszły bóle stawów, kaszel, ciężki oddech. Na jego ciele pojawiły się wrzody. W końcu zaległ na posłaniu. Cierpienia znosił bez słowa skargi.
Błogosławiony
Pan Bóg zabrał ojca Rafała do siebie 2 grudnia 1741 roku. Opinia świętości, jaką pokorny uczeń św. Franciszka cieszył się w chwili śmierci, umacniała się z czasem. Po otwarciu trumny okazało się, że jego ciało oparło się rozkładowi. Pojawiały się wieści o kolejnych łaskach i cudach otrzymanych za pośrednictwem zakonnika. Niestety, proces beatyfikacyjny przerwały rozbiory Polski. Błogosławionym ogłosił go dopiero św. Jan Paweł II 9 czerwca 1991 roku. Stało się to w Warszawie. Kościół wspomina bł. Rafała w dniu jego śmierci.
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy