Zamknięte szkoły, przedszkola, żłobki. Nieczynne kina, teatry, muzea, dyskoteki. Odwołane wielkie imprezy. Tak w wielu krajach świata wygląda Wielki Post Anno Domini 2020. Chcąc nie chcąc, współczesny człowiek musiał pogodzić się z niepopularną dziś wstrzemięźliwością. Dodajmy – wstrzemięźliwością wymuszoną tym razem strachem przed śmiercionośnym koronawirusem.
Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie ręki mojej. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze na nich czekam, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie moje łaski, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im, czego pragną (Dz. 1728) – mówił do św. Siostry Faustyny Pan Jezus.
Jaka lekcja płynie z tego Orędzia? Prawda o Bożym Miłosierdziu, Jego Sprawiedliwości, jak również fakt, że Bóg nieustannie interesuje się Swoim ukochanym stworzeniem, kołacząc do jego serca i duszy. Dlaczego? Bo chce, żeby ono było z Nim przez całą wieczność.
I tak też my, katolicy, powinniśmy odbierać obecny dramat związany z pandemią koronawirusa (SARS-CoV-2) i związanymi z nią ograniczeniami w normalnym funkcjonowaniu. Bóg przemawia przez niepowodzenia i cierpienia…
A iluż z nas, współczesnych, myśli o prawdziwej pokucie? Owszem, gdy kończy się karnawał, niektórzy narzucają sobie „reżim” w postaci niejedzenia pewnych potraw, ograniczenia w korzystaniu z internetu czy oglądania telewizji. Oczywiście, dobre i to. Jednak popatrzmy na ulice polskich miast. Wystarczy przejść w piątkowy wieczór Wielkiego Postu ulicami starego Krakowa, by skonstatować – karnawał trwa w najlepsze! Takich miejsc jest w Polsce znacznie więcej. A i tak mówimy tutaj o naszym kraju, ciągle jeszcze przywiązanym do katolicyzmu.
Niewątpliwie przyszedł ciężki czas. Czas próby, ale także czas… nadziei – na zmianę przyzwyczajeń, na przewartościowanie dotychczasowego życia pod kątem Ewangelii, na oderwanie się od – prowadzącej na manowce – pychy żywota, o której pisał w swym liście św. Jan.
Jak możemy to zrobić? Przez Komunię Świętą wynagradzającą Bogu wszelkie zniewagi; przez wytrwałą, pełną wiary modlitwę – np. codzienny Różaniec oraz przez ofiarowanie naszego wyrzeczenia i cierpienia Panu Bogu – tak jak to czynili święci wizjonerzy fatimscy – za nawrócenie tych, którzy nie chcą nawet myśleć o zbawieniu i religii. Zamknięci w swojej materialistycznej rzeczywistości nie dostrzegają niczego poza perspektywą życia ziemskiego. I co gorsza, chcą nas zainfekować swym – stokroć gorszym od koronawirusa – światopoglądem.
My, katolicy, mamy być solą ziemi i światłem świata. Mamy nadawać światu smak i blask. I tak też było przez całe wieki. Także, a może przede wszystkim, w sytuacjach kryzysowych. Dawniej Kościół uczestniczył aktywnie w walce z epidemiami – niósł pociechę i sakramenty, jak również organizował pomoc materialną ofiarom zarazy. Chrześcijanie zostawali, świadczyli sobie i innym pomoc bez względu na to, czy ktoś wierzył w Chrystusa, czy nie. Tym samym dawali przykład swoim czynem. By nie być gołosłownym, podam tylko dwa przykłady z wielu.
W roku 1482 w Krakowie wybuchła na niespotykaną skalę epidemia dżumy, której ofiarą padła ogromna liczba mieszkańców miasta. Św. Szymon z Lipnicy wraz z innymi braćmi pozostał w mieście. Niósł chorym pociechę religijną i na różne sposoby posługiwał potrzebującym i opuszczonym. Rozdawał żywność, spieszył z pomocą sakramentalną, przygotowywał na śmierć i zanosił Komunię. Wkrótce sam się zaraził i podzielił los tych, którym ofiarnie służył. Podczas trwającej pięć dni choroby okazywał wielką moc ducha i cierpliwie znosił cierpienia. Umarł spokojnie, wpatrzony w krzyż Chrystusa…
Z kolei, gdy w 1576 roku wybuchła epidemia w Mediolanie, jej wielki arcybiskup, św. Karol Boromeusz nie tylko nie kazał zamykać kościołów (jak to się czyni dziś), lecz pozostawił je otwarte cały czas. Sam zaś na czele duchowieństwa w pokutnym worze ze sznurem na szyi, odprawiał pokutne procesje, żeby ubłagać u Bożej Opatrzności pomoc, aby ten lud mediolański został wybawiony od morowego powietrza, co wkrótce się stało.
Taka powinna być nasza wiara. Mocna, gotowa do poświęceń aż po ofiarę własnego życia również za tych, którzy domagają się zamknięcia naszych świątyń i zaprzestania odprawiania w nich Mszy Świętej. Zwiedzeni przez szatana tak naprawdę nie wiedzą, co czynią.
Nie dajmy się zwieść. Pamiętajmy, że w Bogu wszystko ulega przemianie – grzech w cnotę, zło w dobro, śmierć w życie. Chrystus cierpiał, umarł i zmartwychwstał. Grozę Wielkiego Piątku, gdy wszystko wydawało się skończone, zastąpiła radość Wielkiej Nocy, a Chrystus mówi do nas nieustannie: Odwagi! Ja Jestem, nie bójcie się! (Mt 14,27).
Bogusław Bajor
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy