Blask Kościoła
 
Kościół a muzyka
Bogusław Bajor

kościół a muzyka– Szukaj przyjaciół tam, gdzie śpiewają, źli ludzie pieśni nie znają – tę maksymę, zasłyszaną w latach szkolnych od nauczyciela muzyki, pamiętam do dziś. Później zapadła mi w pamięć jeszcze jedna. Tym razem autorstwa św. Augustyna: – Kto śpiewa, ten się dwa razy modli. Śpiew i muzyka „od zawsze” kojarzyły mi się z Kościołem. Jak się okazuje, słusznie, bo Kościół w kwestii tej sztuki pięknej ma wiele do powiedzenia.


Wystarczy udać się do jakiegokolwiek opactwa, by usłyszeć dźwięki chorału gregoriańskiego – tradycyjnego, jednogłosowego śpiewu liturgicznego, który swą nazwę zawdzięcza św. Grzegorzowi. Ten święty papież bowiem uporządkował i usystematyzował śpiew liturgiczny. Słuchając chorału z jego niezwykłym pięknem i harmonią, możemy choć na chwilę zapomnieć o ziemskich utrapieniach i podglądać rzeczywistość Bożą.

Muzyka kościelna może poruszać najgłębsze pokłady ludzkiej wrażliwości, łagodzić obyczaje, wznosić ku wyżynom Nieba: Ile razy płakałem, słuchając hymnów Twoich kantyków, wstrząśnięty błogim śpiewem Twego Kościoła. Głosy te wlewały się do moich uszu, a gdy Twoja prawda ściekała kroplami do serca, parowało z niego gorące uczucie pobożnego oddania. Z oczu płynęły łzy i dobrze mi było z nimi – tak swe uczucia związane z dźwiękami, usłyszanymi w świątyni, przedstawił w Wyznaniach św. Augustyn.

A siedem wieków później św. Hildegarda z Bingen pisała, że muzyka przenika świat ziemski i Boski. To echo rajskich śpiewów pierwszych ludzi, ucieleśnienie Dobra i Piękna, którym opiewa się Boga Najwyższego. Ta niezwykła kobieta podkreślała, że każdy dźwięk pochodzi od Boga. Boska myśl przenika do ludzkiego umysłu, pojawia się natchnienie, a z niego dzieła artystyczne. W konsekwencji z Bożej inspiracji powstają utwory muzyczne.

Św. Hildegarda doskonale wiedziała, o czym pisze. Była bowiem kompozytorką kilkudziesięciu dzieł muzycznych, w tym najważniejszego – moralitetu Ordo Virtutum.

Twórca solmizacji

 

Swój niebagatelny wkład w rozwój muzyki ma także inny człowiek Kościoła – włoski mnich benedyktyński bł. Guido z Arezzo, który w XI wieku udoskonalił zapis nutowy i wprowadził nową metodę śpiewu, zwaną solmizacją. Każdy stopień skali otrzymał w niej nazwę od początkowych zgłosek wierszy w hymnie na uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela: Ut queant laxis, Resonare fibris. Mira gestorum, Famuli tuorum. Solve polluti Labii reatum Sancte Ioannes! (By zdolne były wdzięcznymi pieśniami, Twe dziwne dzieła sławić nieprzetrwanie, Pył wszelkiej winy, co wargi nam plami, Zmyj święty Janie!) – UtReMiFaSolLa. W XVI stuleciu Anzelm z Flandrii połączył pierwsze litery ostatnich wyrazów (Sancte Ioannes), co utworzyło Si, tworząc całą gamę C‑dur.

W następnym stuleciu ze względu na trudność w śpiewaniu sylaby Ut, zmieniono ją na Do – od pierwszych dwóch liter nazwiska muzykologa na dworze kard. Franciszka Barberiniego, Giovanniego Battisty Doniego (który tej zmiany dokonał).

Wracając jeszcze do twórcy solmizacji, to bł. Guido pod koniec życia wstąpił do surowego zakonu kamedułów, gdzie śpiewy słychać nader sporadycznie! W ich kościołach nie ma organów…

Czy to oznacza, że – zgodnie z maksymą przytoczoną na początku – brodatych eremitów należy zakwalifikować do gatunku „złych ludzi”? Żadną miarą. Trzeba bowiem pamiętać, że ich życie w zakonie jest preludium do wieczności. Czas dany tu i teraz, poprzez pokutę, wykorzystują na oczyszczenie z ziemskich przywiązań. Kameduli – słusznie – utożsamiają muzykę z radością. By wyrazić się ściślej – z radością nie z tego świata. I z tęsknotą wyczekują czasu, gdy będą mogli śpiewać pieśń wieczną w Niebieskim Jeruzalem.

Wielka inspiracja

 

Nauczanie, tradycje i muzyka Kościoła inspirowały wielu twórców. Wymieńmy choćby poddanego króla Wielkiej Brytanii Haendla, protestanta Bacha, księdza katolickiego Vivaldiego, pokornego i pobożnego Brücknera, sympatyka masonerii Mozarta, a nawet „nienarzucającego się Panu Bogu” Beethovena…

Trudno sobie ponadto dziś wyobrazić ślub kościelny bez Ave Maria Franciszka Schuberta. Pozdrowienie Anielskie zainspirowało też takich twórców, jak Camille Saint-Saëns czy Franciszek (Ferenc) Liszt.

Kościół ze swą muzyką budzi zainteresowanie nie tylko wiernych katolików. Z tym większym smutkiem patrzę na upadek – mimo odpowiednich dyrektyw Stolicy Apostolskiej – kościelnej sztuki muzycznej. I z niecierpliwością wyczekuję czasów, gdy największym tajemnicom naszej wiary znów towarzyszyć będą dźwięki unoszące nas z ziemi ku Niebu.

Na koniec oddajmy głos Chateaubriandowi: Chrześcijaństwo (…) ocaliło muzykę w stuleciach barbarzyństwa: tam, gdzie stawiało swój tron, rodził się lud, który śpiewał swobodnie jak ptaki. Tylko dzięki nabożnym pieśniom zdołano ucywilizować dzikusów; a Irokezi, którzy nie ulegli sile jego dogmatów, ustąpili wobec piękna jego muzyki.