Są niekiedy momenty i wydarzenia, które tak mocno przemawiają do naszej duszy, że nie jesteśmy w stanie znaleźć wystarczających słów dla ich opisania. To coś więcej niż tylko wrażenie, to rzeczywistość nadprzyrodzona, która uwidacznia się w szczególnych chwilach. Wówczas niemalże jej dotykamy, jednak daremnie szukamy słowa dla wyrażenia tego stanu ducha. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus mówiła:
Tak, serce nasze przeczuwa to, czego nie potrafiłoby zrozumieć, albowiem niekiedy brakuje nam pojęć, by wyrazić to coś, co odczuwamy w naszej duszy! To łaska, która przemawia do naszej duszy, łaska, za którą jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem i będziemy musieli się z niej rozliczyć.
Z jedną z takich sytuacji mamy do czynienia, kiedy wchodzimy do pustego kościoła, w którym panuje absolutna cisza i dostrzegamy w oddali wieczną lampkę wskazującą na obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Czujemy coś bardzo wzniosłego w tej atmosferze i pragnęlibyśmy pozostawać w niej, nie licząc się z czasem. Podobne przeżycie dotyczy procesji Bożego Ciała, kiedy Najświętszy Sakrament jest niesiony ulicami, aby ludzie mogli Go adorować i publicznie oddawać Mu cześć.
Idzie, idzie Bóg Prawdziwy, idzie Sędzia Sprawiedliwy – tymi pięknymi słowami pieśni Chrystus jest pozdrawiany podczas procesji Bożego Ciała, które odbywają się w całej Polsce. To piękna tradycja, która nie powinna nigdy zaniknąć. Chrystus jest Królem królów i Panem panów! Niesiony pod baldachimem, pod postacią chleba w złotej monstrancji nasz Pan przemierza swoje posiadłości: ulice, place i skwery. Wobec Niego nie można pozostać obojętnym. Ci, którzy Go kochają i uznają Jego Boskość, chętnie dołączają się do procesji, aby złożyć Mu hołd i adorować, do czego ma On przecież prawo, jako Syn Boży i Zbawiciel rodzaju ludzkiego. Choć są i tacy obojętni, którzy w głębi duszy żałują swej postawy. Oni przeżywają wewnętrzną walkę, która może doprowadzić ich do nawrócenia. Obojętni zaś, którzy nie żałują swojej postawy, mogą stopniowo dojść do oziębienia swoich relacji z Chrystusem, co może doprowadzić nawet do otwartego buntu. Wśród tych ostatnich są i ci, co nawet nie przerywają swoich czynności, kiedy On przechodzi pod ich oknami. Zajmuje ich coś ważniejszego, na przykład oglądanie telewizji, gdzie przecież – jak twierdzą – „nie ma nic niemoralnego”… Żeby przynajmniej podeszli do okna, aby Go powitać. Między nimi są jeszcze i tacy, którzy dążą do postawy nienawiści wobec Syna Bożego, z zawoalowaną pogardą ironicznie uśmiechają się, widząc przechodzących w procesji ludzi, którzy nie wstydzą się Jezusa i śpiewają:
Idzie, idzie Bóg Prawdziwy, idzie Sędzia Sprawiedliwy.
Wreszcie są i „obojętni” – jak ci, którzy w ostatnie Święto Bożego Ciała, nad Wisłą w Krakowie – ubrani niestosownie, często półnadzy, spokojnie się opalają tuż obok przechodzącego Zbawiciela. Dla nich dzieci w swojej niewinności mogą rzucać nawet niezliczoną liczbę płatków kwiatów, po których kroczy Pan Jezus. Ich to nie wzrusza, ponieważ błoto zmysłowości, w którym się pławią, jest dla nich przyjemniejsze… A przecież, jak głoszą słowa innej pieśni eucharystycznej, nawet
aniołowie kryją twarz przed Jego majestatem. Kim wobec tego są ci, którzy w obliczu Sędziego Sprawiedliwego nie kryją nawet swych półnagich ciał? Nie boją się i nie drżą!? Oto do czego doprowadziła dyktatura moralnego relatywizmu, przed którą przestrzega nas Ojciec Święty Benedykt XVI.
Przyjdzie, przyjdzie Sędzia Sprawiedliwy, aby osądzić każdego z nas. Mocne słowa? Ale czyż nie są one prawdziwe? Niech służą jako zadośćuczynienie za tyle zniewag, jakie nasz Pan Jezus Chrystus znosi w Najświętszym Sakramencie.
Leonard Przybysz