W małej wsi Nowosiółki na Podkarpaciu znajduje się kościół, który na pierwszy rzut oka wygląda całkowicie zwyczajnie: wąska nawa, drewniane ściany, dach kryty brązową dachówką, wieża, sygnaturka, a obok krzyż misyjny. Dopiero po podejściu do tablicy z informacją turystyczną dowiadujemy się, że tym, co wyróżnia tę świątynię, jest jej absolutnie wyjątkowa i aż trudna do uwierzenia historia.
W latach 70. ubiegłego wieku rozrastająca się parafia w Hoczwi, w dekanacie Lesko archidiecezji przemyskiej, potrzebowała nowego kościoła dla swoich wiernych ze wsi Nowosiółki. W miejscowości stoi wprawdzie mała zabytkowa kaplica, ale w środku zmieści się nie więcej, jak kilka osób. Dlatego proboszcz parafii pw. św. Anny w Hoczwi, ks. Jan Jakubowski, podejmował intensywne wysiłki na rzecz budowy kościoła filialnego.
Rządząca wtedy Polską komunistyczna władza konsekwentnie odrzucała jednak wszystkie składane wnioski o pozwolenie na budowę. W pewnym momencie pojawiła się nawet propozycja przeniesienia do wsi jednej z opuszczonych cerkwi greckokatolickich, których pełno było na tamtych terenach po wysiedleniach przeprowadzonych w ramach Akcji „Wisła”. Gdy nawet ten pomysł spotkał się z odmową, ks. Jakubowski zrozumiał, że nie ma innego wyjścia, jak wybudować kościół na własną rękę, bez zezwolenia.
Katolicka konspiracja
W celu dokonania dzieła budowy upragnionej świątyni proboszcz z Hoczwi zawiązał z grupą zaufanych parafian prawdziwą konspirację przypominającą czasy II wojny światowej. Na tajnym spotkaniu na początku 1975 roku uzgodniono, że kościół powstanie na prywatnej działce, położonej zaledwie 30 metrów od drogi krajowej. Aby ukryć to niesamowite przedsięwzięcie, wokół planowanego miejsca budowy wiosną zasadzono kukurydzę. Jak miało się później okazać, ponad metrowe łodygi i duże liście tej rośliny sprawdziły się znakomicie w tej roli, znacznie lepiej niż dużo niższe i mniej gęste zboże.
Uzgodniono, że budynek sakralny powstanie w częściach. Przez blisko pół roku w prywatnych szopach, piwnicach i garażach parafianie gromadzili materiały budowlane. Następnie konstruowano z nich elementy ścian, zbijano ramy okien i ławki. Jednocześnie ks. Jakubowski kompletował niezbędne wyposażenie liturgiczne, a także potajemnie uzgodnił całą operację z ówczesnym metropolitą przemyskim, arcybiskupem Ignacym Tokarczukiem, od którego otrzymał błogosławieństwo. Akcja była utrzymywana w całkowitej tajemnicy – gdyby plany proboszcza i mieszkańców się wydały, zaangażowanym w nielegalną budowę groziły poważne kary, z więzieniem włącznie.
Wydaje się, że do władz dotarły jednak jakieś informacje o tym, co „knują” ludzie w Nowosiółkach, ale bez szczegółów. Miejscowy milicjant, który codziennie rano i wieczorem patrolował okolicę, przejeżdżając na służbowym motocyklu, starannie obserwował wieś w poszukiwaniu śladów nowej budowy, lecz do głowy mu nie przyszło, że może ona kryć się w tej bujnej kukurydzy tuż przy drodze. Kiedy wszystko było już gotowe, ksiądz proboszcz podjął decyzję o wykopaniu fundamentów 30 lipca, po parafialnym odpuście we wspomnienie liturgiczne św. Anny, a termin budowy wyznaczył na noc z 2 na 3 sierpnia 1975 roku.
Błyskawiczna budowa
Wieczorem 2 sierpnia dociekliwy milicjant ponownie skontrolował całą wieś i wrócił do domu, nie zauważywszy niczego wyjątkowego. Chwilę później z całej wsi zaczęły nadciągać grupy ludzi niosących narzędzia oraz elementy konstrukcji kościoła. Za oświetlenie placu budowy służyły tylko ręczne latarki. Akcję osłaniały stojące na drodze czujki, które w chwili zbliżania się – rzadkich jeszcze w tamtych czasach – samochodów, dawały znać głównej grupie, a wtedy na moment cała budowa zamierała w ciszy i mroku.
Aż trudno uwierzyć, że w takich warunkach udało się w ciągu niespełna ośmiu godzin wybudować kościół! Wykonane metodą chałupniczą części budowli sprawnie łączono ze sobą, a kościół dosłownie rósł w oczach. Po zakończeniu prac mieszkańcy jak gdyby nigdy nic rozeszli się do domów. Przejeżdżający drogą po godzinie 7.00 rano 3 sierpnia milicjant omal nie rozbił się na motocyklu i przecierał oczy ze zdumienia, kiedy zobaczył za polem kukurydzy nowy, drewniany kościół, którego jeszcze poprzedniego wieczora tam nie było!
Dwie godziny później do Nowosiółek zjechało pół komisariatu Milicji Obywatelskiej z Leska, żeby zbadać „samowolę budowlaną”, ale już nikt we wsi się ich nie bał. Mało tego, o godz. 11.00 ks. Jakubowski na oczach milicjantów odprawił w nowym kościele uroczystą sumę, a ok. 15.00 pojawił się tam biskup pomocniczy Tadeusz Błaszkiewicz, odpowiednio wcześnie poinformowany o całym planie, aby dokonać konsekracji świątyni, nadając jej wezwanie św. Józefa. W ten sposób władze zostały postawione przed faktem dokonanym. Kościół stał i nic już nie dało się z tym zrobić…
„Ludowa” władza przeciwko ludowi
Prowadzona wbrew zakazom komunistycznych władz budowa kościoła zakończyła się powodzeniem. Nie obeszło się wszakże bez represji. Wielu mieszkańców zaangażowanych w dzieło budowy nękano wielokrotnymi, trwającymi całe godziny przesłuchaniami, a ostatecznie siedem osób zasiadło na ławie oskarżonych. Zasądzono wobec nich grzywny o łącznej wartości przekraczającej 300 tysięcy złotych. Na szczęście wiejska solidarność i gotowość do czynu zagrały po raz kolejny – na spłatę kar złożyły się praktycznie całe Nowosiółki i okoliczne wsie. Co więcej, bariera strachu opadła już do tego stopnia, że jeszcze jesienią 1975 roku, już w pełni jawnie, wybudowano drogę dojazdową do nowej świątyni i wykonano posadzkę.
Niesamowitości tej historii dodaje fakt, że w czasie późniejszych oględzin architektonicznych okazało się, iż postawiony bez nadzoru budowlanego, „domowymi” wręcz sposobami kościół nie wymaga szczególnych poprawek ani zmian konstrukcyjnych. Po upadku komunizmu, w latach 90. dobudowano do niego wieżę, a także umieszczono za ołtarzem wyjątkową polichromię autorstwa miejscowego artysty, Edwarda Osieckiego, przedstawiającą rosnącą kukurydzę – w nawiązaniu do sposobu, w jaki świątynia powstała.
Historia kościoła zbudowanego w jedną noc pozostaje przepięknym świadectwem ludzkiej odwagi, przywiązania do wiary i buntu przeciwko władzy łamiącej prawo Boże, ale też roztropności i cierpliwości. Aż trudno uwierzyć, że tak szeroko zakrojoną akcję, w którą zaangażowanych było łącznie ponad 500 osób, udało się utrzymać do końca w niemal całkowitej tajemnicy. Niech postawa katolików z Nowosiółek będzie także pięknym wyrazem „głodu kościoła”. Wzbudzajmy i w sobie to pragnienie Domu Bożego, przebywania w nim i korzystania z duchowych dobrodziejstw, których kiedyś tak ludziom brakowało!
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy