Drodzy Czciciele Matki Bożej Fatimskiej! Jak wiadomo, lato i jesień to czas, w którym celebruje się wiele ślubów. Z roku na rok śluby stają się coraz bardziej ozdobne, kosztowne, mające zrobić jak największe wrażenie w gronie rodziny, przyjaciół i znajomych. Nie brakuje nawet sytuacji, gdzie państwo młodzi sami instruują księdza, jak będzie wyglądał ich ślub, jakie „udziwnienia” mają być wprowadzone, tak żeby wszyscy akurat ich ślub zapamiętali jako jedyny w swoim rodzaju…
Niestety, bardzo często bywa tak, że wielkie śluby kończą się rozwodem i to nie po 20 czy 30 latach, ale często już po dwóch–trzech. Dziś można z przykrością powiedzieć, że o ile ślub jest często wydarzeniem nadzwyczajnym, to rozwód staje się „normą”. Niedawni małżonkowie zapytani o powód tego smutnego stanu rzeczy kwitują to często jednym zdaniem: Coś się wypaliło. Jako katolicy nie możemy takiej sytuacji uznać za normalną. Po kilku latach można zakończyć uczestnictwo w jakimś klubie czy partii, ale nie zakończyć trwanie rodziny, która powinna z samej swojej istoty być instytucją bezpieczną i trwałą.
Pamiętamy dokładnie, że Pan Jezus powiedział: Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Nauka katolicka jest jasna: w Kościele nie ma rozwodów! Oczywiście pomijam prywatne wypowiedzi niektórych kapłanów czy dostojników kościelnych, bo ich opinie nas nie obowiązują. Kościół może jedynie stwierdzić, po dokładnym przebadaniu, że małżeństwo nie istniało od początku, gdyż od samego początku była jakaś przeszkoda, która czyniła je nieważnym i albo nie została rozpoznana, albo przez narzeczonych zatajona. Natomiast ważnie zawarte małżeństwo przez nikogo nie może zostać rozwiązane. Tylko przez śmierć…
Bardzo smutny jest fakt, że istnieje przyzwolenie społeczne na tzw. sytuację wolności absolutnej i braku odpowiedzialności za rodzinę. Za swego rodzaju bohaterów uchodzą tzw. celebryci i celebrytki, którzy zawarli już czwarte, piąte małżeństwo cywilne i opowiadają, że z byłymi żonami czy mężami łączą ich przyjacielskie relacje.
Otóż w zamyśle Pana Jezusa nie istnieje pojęcie „były mąż”, „była żona”. Tak samo jak nie ma pojęcia „była matka” czy „były ojciec”. Chrystus Pan mówi, że związki między mężem a żoną mają nawet wyższą wagę niż te między rodzicami a dzieckiem: Opuści człowiek ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją i będą oboje jednym ciałem. Głębszej i bardziej wiążącej relacji nie można już sobie wyobrazić.
Dlaczego zatem mamy obecnie do czynienia z takim lekceważeniem sakramentu małżeństwa? Myślę, że brak życia sakramentalnego, brak budowania życia rodzinnego na Bogu jest główną przyczyną późniejszych rozwodów. Przed ślubem dba się ze szczegółami dosłownie o wszystko, ale dobra spowiedź jest na szarym końcu. I nie chodzi tu tylko o wymagany podpis spowiednika… Przede wszystkim brakuje modlitwy narzeczonych o Boże błogosławieństwo na nową drogę życia. Jak żyję, nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś zamówił Mszę Świętą o dobrego męża czy dobrą żonę. Tak jakby się ufało tylko swoim własnym wyborom, a wiemy przecież, jak one bywają mylące.
Innym powodem jest – moim zdaniem – brak wychowania młodych do wyrzeczenia, ofiarności, miłości, która jest czasem trudna. Dziś młodzi ludzie idą po linii najmniejszego oporu. Wydaje im się często, że życie to gra internetowa lub serial telewizyjny, że można zmieniać warunki gry według uznania, a i tak zawsze się wyjdzie na swoje. Młodzi ludzie bardzo często mają wszystko podane „na tacy”, więc później, kiedy w małżeństwie pojawiają się problemy, zamiast za wszelką cenę zgodnie z przysięgą małżeńską starać się ratować rodzinę, postępują według zasady „zabieram swoje zabawki i idę do domu”. Niekiedy tłumaczą się, że narzeczony po ślubie zmienił swoje postępowanie na gorsze czy też do ślubu „krył się” z jakąś wadą lub nałogiem.
O ile dawniej takie tłumaczenie było prawdopodobne, to dziś, kiedy ogromna większość młodych żyje najpierw w tzw. związku partnerskim, a ślub bierze dużo później, to przecież też zna się już od dawna i to całkiem dobrze. Zaryzykowałbym tutaj nawet stwierdzenie, iż poprzez wspólne zamieszkiwanie i życie przyszli małżonkowie poznają się tak dokładnie, że później, kiedy biorą ślub w kościele, są już „starym dobrym małżeństwem”. I zamiast zaczynać od nowa, tylko potwierdzają to, co już od dawna praktykują. Bardzo szybko pojawia się wtedy zniechęcenie, nuda i chęć rozejścia się jak tylko nadarzy się okazja.
Drodzy w Chrystusie! Rozwody są strasznym dramatem, choć dziś są zjawiskiem powszechnym. Nie przestają być grzechami, mimo że wszyscy je popełniają. Przede wszystkim łamie się przysięgę daną przed Bogiem i Kościołem drugiej osobie. Nieraz jest to straszny dramat dla osoby opuszczonej, która miała nadzieję, że gdy nawzajem się poślubią przed Bogiem, będzie mogła na małżonku polegać. Poza tym strona opuszczona jest skrzywdzona podwójnie, bo jej nie wolno zawrzeć nowego związku, chociaż to nie ona była przyczyną rozwodu. Jest to niestety efekt zbyt szybkiego zamieszkania razem, bezprawnego korzystania z praw małżeńskich przed ślubem, a później nawet jeżeli się zauważa, że narzeczony czy narzeczona nie są dobrymi kandydatami do wspólnego życia, to wstyd i obawa przed samotnością zmuszają do ślubu kościelnego akurat z tą osobą, której poświęciło się młodość.
Nie ma Bożego błogosławieństwa dla małżonków, którzy zamiast przeżyć właściwie narzeczeństwo, zaczynali od związku, który był zwykłym cudzołóstwem, nieczystością, bo tym właśnie jest wspólne mieszkanie bez ślubu.
Myślę, że rozumiemy, że dla dzieci największym dramatem jest rozwód rodziców. Dziecko kocha obydwoje rodziców, i obydwoje pragnie mieć. To że potem jednego unika, jest spowodowane doświadczeniem życiowym albo niewłaściwym wychowaniem. Jednak w rodzinach dobrze funkcjonujących dzieci pragną mieć obydwoje kochających się rodziców.
Rozwód powoduje straszliwe rozdarcie; świadomość, że skoro ich rodzina się rozpadła i rodzice mają teraz innych współmałżonków, nie mogą korzystać z sakramentów, jest dla dzieci, szczególnie dorastających, doświadczeniem, które może rzucić cień na całe ich życie. Rozwód rodziców może niestety sprawić, że dzieci z małżeństw rozbitych, nie wiedząc, czym właściwie jest normalna rodzina, sami też tej rodziny nie będą w stanie założyć.
Umiłowani! Dzisiaj, kiedy katolickie wychowanie jest wyszydzane, dołóżmy starań, by przynajmniej modlić się w intencji młodych, aby dobrze przygotowali się do sakramentu małżeństwa. Błagajmy Boga, by młodzi małżonkowie nie traktowali swojego życia jak beztroskiej przygody, bo kiedy tak się dzieje, cierpi zbyt wiele osób…
Ks. Adam
Copyright © by STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ IM. KS. PIOTRA SKARGI | Aktualności | Piotr Skarga TV | Apostolat Fatimy