Felieton
 
Niepodległość bezobjawowa
Jerzy Wolak

Od roku 2018 coraz wyraźniej upowszechnia się w Polsce – wobec nikłego sprzeciwu czy oburzenia na takie stawianie sprawy – dziwna maniera świętowania „stu lat niepodległości”. To jednak poważne nadużycie.


W ciągu ostatnich stu lat bowiem Polska była rzeczywiście niepodległa przez zaledwie dwie dekady, a później na okres ponad dwa razy dłuższy powtórnie niepodległość utraciła, notabene popadając w niewolę nieporównanie cięższą od wszystkich trzech zaborów razem wziętych. Komuś jednak wyraźnie zależy, aby Polacy ów czas nowej niewoli wyparli z pamięci. Bo wtedy jednocześnie w niepamięć pójdzie wina tych, którzy pomagali nowemu zaborcy niewolić kraj. A czy resortowym dzieciom i wnukom przyjemnie jest słuchać o winach ich ojców i dziadów? Zatem ruki po szwam – celebrujemy „sto lat niepodległości”!


A ta nowa, pożal się Boże, niepodległość? Jakże ją świętować, gdy Rzeczpospolita Polska nie jest niepodległym krajem. Zupełnie oficjanie i formalnie. Przystępując do Unii Europejskiej otwarcie wszak zrzekła się na jej rzecz znacznej części własnej suwerenności. I to nie w kwestiach błahych czy drugorzędnych, ale żywotnych i kluczowych dla polskiego interesu narodowego i polskiej racji stanu.


Niepodległość dzisiejszej Polski można porównać do niepodległości stanu Teksas – chociaż wnikliwa analiza tegoż porównania wykazałaby zapewne, iż Teksas jest znacznie mniej uzależniony od rządu federalnego Stanów Zjednoczonych niż Polska od Brukseli.


A fakt, że na terytorium Polski stacjonuje obce wojsko – czyż nie jest miarą braku niepodległości? Tłumaczenie, że to nasi sojusznicy, nie wykracza poza zwykłą demagogię. Po ziemiach wielkiej i na pozór jeszcze niepodległej osiemastowiecznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, na długo przed jej rozbiorami, wzdłuż i wszerz maszerowały wojska postrzegane jako sojusznicze.


Analogia z III RP (zarówno w powyższych kwestiach, jak i wielu innych) jest aż nadto wyraźna.