Słowo kapłana
 
Duchowa niedojrzałość
Ks. Adam Martyna

Drodzy w Chrystusie, Bracia i Siostry!

Zapewne słyszeliśmy nieraz o kimś opinie w stylu: „on nie ma sumienia”. Wiemy, że jest to tylko pewna przenośnia, która ma podkreślić, że ktoś na nie wcale nie zważa. Nie ma człowieka bez sumienia. Bardzo krótka definicja sumienia mówi, że jest to głos Boży w człowieku, mówiący co należy czynić, a czego unikać. Rodzimy się już z głosem sumienia. Później, przez właściwe wychowanie, ten tajemniczy głos w nas staje się coraz wyraźniejszy i powinien mieć coraz większy wpływ na podejmowane przez nas decyzje.

 

Może się zdarzyć, że proces duchowego dojrzewania może zostać zakłócony. Powody są różne: niewłaściwe wychowanie, złe towarzystwo, brak pracy nad sobą… Najczęściej wymieniane oznaki duchowej niedojrzałości to tzw. sumienie wąskie (skrupulatyzm) i sumienie szerokie (laksyzm moralny).

 

Ze skrupulatyzmem mamy do czynienia wtedy, gdy komuś trudno jest właściwie ocenić stan swojego sumienia, natomiast człowiek dopatruje się winy tam, gdzie jej w ogóle nie ma. Najczęściej też zaburzony jest sposób odróżniania winy wielkiej od małej. Człowiek dotknięty taką chorobą sumienia każdą niedoskonałość uważa za grzech śmiertelny.

Najczęściej skrupulatami są ludzie, którzy chcą kochać Pana Boga, zależy im na przyjmowaniu godnie Komunii Świętej, a ich sumienie ciągle dręczy obawa, czy nie popełnili grzechu śmiertelnego. Bardzo trudno jest dbać o życie wewnętrzne w stanie ciągłych niepokojów sumienia, a przy sumieniu skrupulanckim ten niepokój występuje zawsze. Aby osiągnąć choć chwilę pokoju wewnętrznego, człowiek idzie do spowiedzi, spowiada się z najmniejszymi szczegółami i zyskuje godzinę – dwie spokoju. Potem wszystko wraca. Bywają ludzie, którzy spowiadają się nawet po kilka razy dziennie, w mniej skrajnych przypadkach – kilka razy na tydzień…

 

Oczywiście, aby wyglądać bardziej wiarygodnie, skrupulaci spowiadają się za każdym razem u innego księdza. Jeżeli mieszkają w mieście, to jeżdżą nieraz na drugi koniec miasta, bo w innej parafii księża ich jeszcze nie znają…

Jakie środki należałoby podjąć, by wyjść z choroby skrupułów? Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jest to doświadczenie naszej cierpliwości i wierności Bogu, jak każda choroba.

 

Trzeba zatem przyjąć to doświadczenie z pokorą i poddaniem się woli Bożej. Dalej trzeba koniecznie znaleźć sobie stałego spowiednika i być mu bezwzględnie posłusznym. Trzeba pamiętać, że Pan Jezus bardziej od naszego wyimaginowanego „czystego” sumienia ceni sobie nasze posłuszeństwo ze względu na Niego. Jeżeli ktoś chce wyjść ze skrupulanctwa, musi być posłuszny swojemu spowiednikowi. Choćby bardzo bolało.  

 

Zazwyczaj choroba niepokoi człowieka myślami typu: „Spowiednik nie zna mojej sytuacji, nie rozumie mnie, nie zrozumiał, co chciałem powiedzieć” itd. Wszystkie takie wątpliwości, choćby się wydawały bardzo uzasadnione, należy przerywać i trzymać się zasady, że ten, kto jest posłuszny, jest też bezpieczny. Do tego powinna jeszcze dojść ogólna dbałość o swoje wnętrze: odpowiednie lektury, filmy tzn. takie, które nie osłabiają naszego morale i naszego sytemu nerwowego.

Innym rodzajem duchowej niedojrzałości jest tzw. sumienie szerokie, czyli moralny laksyzm. Ludzie z takim sumieniem uważają się za bezgrzesznych. Bardzo często można od nich usłyszeć takie słowa: „Ja nie mam się z czego spowiadać. Nikomu krzywdy nie robię, żyję uczciwie, nie mam grzechów”. Widzimy, że sumienie szerokie jest dokładnie przeciwieństwem sytuacji wspomnianej powyżej, czyli sumienia skrupulatnego. Ludzie, którzy wytworzyli sobie takie spaczone sumienie nie dbali o Boga i Jego przykazania, o przystępowanie do sakramentów świętych. W ten sposób duchowo „wystygli”. Potem ich sumienie, lekceważone dotychczas, przestało się odzywać nawet przy poważnych grzechach i tak stali się ślepi duchowo, że nie dostrzegają oczywistej winy, a tam, gdzie wina jest bardzo poważna – ludziom o szerokim sumieniu ­wydaje się zaledwie drobnym uchybieniem.

Jakie na to jest lekarstwo? Ożywienie życia duchowego: więcej modlitwy, czytanie Pisma Świętego, żywotów świętych i częste przystępowanie do sakramentów świętych. Tam, gdzie człowiek żyje w przyjaźni z Bogiem, nie ma miejsca na życie w grzechu, zatem sumienie odzyskuje na powrót swoją wrażliwość. Człowiek zaczyna znowu dostrzegać, że nie jest bezgrzeszny, ale ma niejedno na sumieniu. Powoli odzyskuje się pragnienie życia w pokoju z Bogiem i unikania choćby powszednich grzechów.

Jak napisałem wcześniej, sumienie ma każdy człowiek. Otrzymujemy je od Boga, stąd ludzie, którzy Boga nie znają, a żyją w zgodzie z sumieniem, mają jakąś szansę na zbawienie. Jednak sumienie także się w nas formuje. Nie jest nam dane w nienaruszonej postaci raz na całe życie, ale z nami dojrzewa, wzrasta, a niekiedy także, jak w przypadku braku duchowej pracy nad sobą, staje się coraz bardziej niewrażliwe. Aby zachować sumienie zdrowe, pewne i naprawdę prowadzące do Boga, trzeba dbać o rozwój życia duchowego, szczególnie pielęgnować modlitwę i przystępować do sakramentów świętych.

Nie bez znaczenia jest także troska o system nerwowy, unikanie stanów przygnębienia i rozdrażnienia duchowego. Bardzo istotne jest, by mieć własnego stałego spowiednika i być mu posłusznym, ponieważ posłuszeństwo zwalnia nas z „chorej” odpowiedzialności. Trzeba się troszczyć o duchowy wzrost i dojrzałość sumienia, bo sumienie jest Bożym głosem w nas. Od tego, czy odbieramy ten głos czysto i poprawnie, zależy nasze szczęście teraz i w wieczności.